Zimą ojciec co rano zbierał wszystkie pszczoły, które nie dotarły na noc do ula i leżały w trawie, jakby już nieżywe. Niósł je do kuchni, kładł na stole skrzydełkami do dołu, brał lampkę, zapalał ją i trzymał jakieś piętnaście centymetrów nad nimi, poruszając nią bez ustanku, żeby żadnej pszczoły nie ogrzać za mocno. To był niesamowity i zachwycający widok, gdy ich łapki drgnęły – najpierw tak lekko, iż można było myśleć, że to tylko przewidzenie, a potem już na pewno. Po kilku minutach pszczoły przewracały się i stawały na trochę jeszcze niepewnych łapkach. Gdy sprawiały wrażenie, że są gotowe do lotu, wynosiliśmy je na dwór”
Raimond Gaita, Mój ojciec Romulus, str. 141