Uważamy to za okoliczność szczęśliwą, jeśli po burzy czy innej klęsce zesłanej przez niebo, kiedy cały zasiew ulega zniszczeniu, pod niskim żywopłotem czy kępą przydrożnych krzaków, na niewielkiej, bezpiecznej przestrzeni uchowa się parę pojedynczych kłosów.
Niech potem słońce w porę zaświeci, a będą one rosły dalej samotnie, przez nikogo nie zauważone: nie zetnie ich przedwcześnie żaden sierp i nie trafią do ogromnych stodół, lecz późnym latem, kiedy dojrzeją i ziarnem się wypełnią, znajdą je ręce biedaków, złożą kłos do kłosa, starannie zwiążą i z większym poszanowaniem niż to, jakim na ogół darzy się całe snopy, zaniosą do domu, aby przez zimę służyły jako pożywienie i stanowiły jedyne często nasienie na przyszłość. Tak i nam przydarzyło się, kiedy spostrzegliśmy, że spośród obfitości tego, co w dawniejszych czasach kwitło, nie pozostało nic, nawet we wspomnieniu, prócz paru pieśni wśród ludu, kilku książek, podań i tych niewinnych baśni domowych. Miejsce pod piecem, kuchenny komin, schody na strych, obchodzone jeszcze dni świąteczne, pastwiska i lasy w swej ciszy i spokoju, a nade wszystko niczym nie zmącona wyobraźnia – to były owe żywopłoty, które je chroniły i przekazywały z pokolenia na pokolenia (…) Tam gdzie bajki jeszcze żyją, nikt się nie zastanawia czy są dobre czy złe, poetyczne czy też budzące niesmak dorosłych ludzi: znamy je i lubimy, bo takie otrzymaliśmy w spadku, cieszymy się nimi, nie szukając przyczyn tej radości. Tak cudowny jest żywy obyczaj i to właśnie łączy poezję ze wszystkim, co nieprzemijające, że trzeba jej ulegać, nawet wbrew woli…”
Wilhelm Grimm i Jacob Grimm, Kassel, dnia 3 lipca roku 1819. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1982. tom 1, str.5