Nastrój panował raczej sanatoryjny i zawiedziona na pokuszenie wyobraźnia mogła odpocząć. [1]
Katarzyna Włoch Hyla
Tabu żyje w świadomości zbiorowej. Towarzyszą mu niezmiennie cenzura i autocenzura. Trójca ma się całkiem dobrze, zważywszy na fakt, że o wielu kwestiach nie wypada czy nie wolno mówić. Konsekwencją tej stałej-niezmiennej jest ograniczona niemal do minimum zdolność osobistego i psychologicznego zrozumienia tabu. Zakaz to zakaz. Zwykle jazda „pod prąd” bywa surowo karana.
Tabu karmi się tymi obostrzeniami i czasem urasta do niebotycznych rozmiarów. Wzmaga to dodatkowo potępianie u innych/obcych/ tego, co podlega ostrej osobistej ocenie i kontroli, uprzedzenia światopoglądowe, bądź jeszcze bardziej to, co jest indywidualnie nieświadome.
W Myślach nieuczesanych Stanisław Jerzy Lec, zapisał ciekawą i niepokojącą nieco myśl: mądre tabu udaje, że nic go nie może dotknąć[2]
Czy tabu może reprezentować żywy twór, organizm, który podatny jest na dotyk słowa? Rzeczywiście, wydaje się, że tabu żyje własnym życiem a właściwie żyć tabu są miliony, jakby policzyć każdego człowieka i jego cień. Każdy go ma, lecz nie każdy rozpoznaje.
Zakaz jest pojemny, zawiera w sobie wszytko to, co święte, boską iluminację, nadzwyczajność, zachwyt, takie obrazy, w które można jedynie nieśmiało i z zawstydzeniem patrzeć, upajając się niespełnioną tęsknotą wobec czegoś nieosiągalnego. Zawiera w sobie pragnienie, pierwotną potrzebę, która nie może zostać zrealizowana, gdyż objęta jest świętym nie, którego przekroczenie stanowić może o grzechu. Niewybaczalnym, jak wymówione głośno imię bezimiennego.
Zakaz jest pojemny, zawiera w sobie wszystko to, co mroczne, jakiś rodzaj ohydy, niechęć pobudzającą odrazę i wstręt. „Tego lepiej nie dotykać”, nie sprawdzać, nie nazywać. Zaraza powodująca infekcję. Jak w micie o Midasie. Czego dotknął, stawało się złotem. Do pewnego momentu jest to nawet zabawne, ale po pewnym czasie staje się przekleństwem. Król jest przeklęty. Tabu to ów stan przedmiotów, czynności i osób odosobnionych i zakazanych na skutek niebezpieczeństwa wynikającego z kontaktu z nimi. Na ogół jest lub staje się tabu przedmiot, czynność lub osoba, które mają w sobie jakąś siłę(…) albo nabywają jej w wyniku jakiegoś przełamania płaszczyzny ontologicznej[3]
Sacrum i profanum to antagoniści. I dobrze. Skrajności nie są przecież po to, żeby je człowiek w poczuciu omnipotencji próbował godzić i łączyć, lecz raczej, by je poznawał.
Tabu odgranicza od przedmiotu pożądania, niezależnie czy pokusa jest po stronie sacrum czy profanum. „I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego„. Fragment modlitwy zawiera prośbę, a raczej błaganie, które wyraża obawę przed tak zwanym „złym” wyborem, który mógłby przerosnąć wiarę, chęci czy siłę konieczną do powstrzymania się przed złamaniem zakazu.
Jaka zatem pokusa jest tak ogromna, że trzeba zawracać się o boskie wstawiennictwo by pokusie nie ulec? Być może wypowiedziane słowa modlitwy miałyby wdzięk reprezentacji jakiegoś odszczepionego lub nieznanego (a już ocenionego) składnika osobowości. Przekraczanie tabu osobistego prowadziłoby w mroczną stronę, którą reprezentuje archetyp Cienia, wpisaną nam od urodzenia strukturalną skłonność do rzeczy przyzimnych i ciemnych[4]
Ostracyzm i ocena a także separowanie się od grzesznej demoniczności, (choć nie wiadomo, czym ona jest) zubaża ludzi o jakiś rodzaj ewentualnego wglądu i sprawia, że stają się bezbronni. Jak dzieci, które mogą jedynie słuchać strasznych baśni, a potem chowają się głęboko pod kołdrą, by drżeć ze strachu. Tylko tam, gdzie wiara i dogmat skostniały w pustej formie, co w większym stopniu dotyka wysoko cywilizowanego, stechnicyzowanego i owładniętego racjonalizmem zachodniego świata, archetyp stracił swoją magiczną moc i pozostawił ludzi chwiejnych i bezradnych, wydając ich na rozmaite krzywdy z zewnątrz i wewnątrz[5]
A może modlitewna prośba ochrony przed pokusą zastępowałaby bezpośrednie doświadczenie lęku przed poznaniem w sobie tego, co jest sacrum (cokolwiek miałoby ono znaczyć).
O ile profanum wzbudza raczej niechęć o tyle stosunek wobec sacrum jest bardziej ambiwalentny. Sacrum przyciąga i odstrasza jednocześnie. Ta sprzeczność jest natury nie tylko psychologicznej, ale także aksjologicznej, co może jeszcze bardziej utrudnić jego rozpoznawanie.
Naruszenie zakazu miało sprowadzać nieodwracalną karę ze strony sił wyższych. Cytowany wyżej fragment modlitwy byłby jak najbardziej uzasadniony, gdyby interpretować słowa w kontekście prośby o pomoc starotestamentowego Boga (miłującego i karzącego jednocześnie). Lepiej żeby ochronił przed pokusą niż za pokusę karał. Tabu pozostaje nienaruszone. Strzeże go lęk przed karą.
Czy tabu może być pomiędzy? Czy mogłoby stanowić, paradoksalnie, rodzaj pomostu między sacrum a profanum? I nie chodziłoby tu o przekraczane, czy niszczenie tabu (mostu) a raczej wejście w nie i rozpoznanie. Zróżnicowanie, co nim jest, a co nie.
Tabu jest przynależne świętemu i świeckiemu. Jedno i drugie przyodziewa się w nie. Taki łącznik-cenzor. Zakazuje zabrania, nakazuje, ogranicza do chwili, aż ktoś (analizant), zacznie się nim żywo interesować i idąc za Stanisławem Lecem, dotkać go.
Wtedy, ten, kto ma tabu, albo raczej, kogo ma tabu, odkrywa, że lubi ono wzbogacać się pytaniem „czy mogę?”
W analizie odkrywa się tabu, nazywa je, nadaje mu imię, dzięki któremu może rozpocząć się transformacja. Terapia (…) będzie procesem, który można określić mianem indywiduacji – pacjent stanie się tym, kim naprawdę jest[6] I paradoksalnie ten rodzaj odkrywania znaczenia może być twórczy, choć początkowo, obleczony w obawy. Lęk jest ubraniem tabu.
Nadanie, czy wypowiadanie imion to czynność magiczna, wymagająca wysiłku i pewnej owartości, ale i cierpliwości wobec tego, co imię zmieni. A zmienia sporo. Przecież Bóg nie posiada imienia, albo raczej ilu Bogów, tyle imion?
O magii imienia obszernie pisze Frazer, nawiązując między innymi do słów wypowiedzianych przez Izis: czyż nie mogłabym za pomocą potężnego imienia Ra stać się boginią i rządzić podobnie jak on ziemia i niebem?[7]i dalej: człowiek, który posiądzie prawdziwe imię, posiada samego boga czy człowieka, który je nosi (…). Sztuka czarowników polegała na nakłanianiu bogów do ujawniania swoich prawdziwych imion[8]
W filmie Rytuał, Anthony Hopkins, jako Ojciec Lucas Trevant zostaje opętany przez demona. Podczas egzorcyzmów jedną z podstawowych czynności jest zmuszenie ducha, by poprzez usta ofiary, w której zamieszkał wypowiedział swoje imię. Tylko to pozwoli na jego poznanie. Podobnie Le Guin, pisząca w Ziemiomorzu o bezimiennych czarownikach. Poznanie ich imion jest zaszczytem równoznacznym ze zdobyciem pełnej wiedzy na ich temat.
Być może ten, kto rozpoznaje osobiste tabu – nazywając je, przestaje mieścić się w standardach teorii psychologicznych a raczej wpada w nurt czegoś, co jest zacznie bardziej pojemne niż sama tylko teoria. Gdzie zaś logika dobiega kresu, tam kończy się nauka, lecz nie natura. Natura kwitnie nawet na obszarach nietkniętych żadną teorią[9]
Trzeba wejść, żeby wyjść. Wejść do lasu i spotkać to, co się w nim kryje, jak główna bohaterka filmu Osada. Mieszkańcy tworzą wizję zamieszkujących las potworów, wzmacniając zakaz przekraczania linii drzew. Nie można iść do lasu, nie można wejść i wrócić. Tabu jest wzmacniane nie tylko lękiem, ale także kontrolowaniem jego poziomu. Mit zbiorowy i wyobrażenie utrzymają status quo na nieustannie esencjonalnym poziomie. Ivy mimo sprzeciwu wchodzi do lasu, spotyka „potwora” i wraca. Przekracza tabu i nic nie jest już takie samo zarówno dla niej, jak i dla reszty osadników.
Wydaje się, że u podstaw zakazów stoi teoria o tym, że są konieczne. Zakaz stanowi o życiu lub śmierci, nawet, jeżeli brak temu uzasadnienia. Tabu go nie potrzebuje. Tabu wystarczy lęk. Jest tradycją, którą należy kultywować niezależnie od tego, czy jest słuszna. Istnieje zatem wewnętrzna pewność, przekonanie, że pogwałcenie zakazu sprowadzi nieszczęście.
I co ciekawe, nie rozpatruje się tego w kategoriach rozpoznania, a właśnie pogwałcenia, rodzaju nadużycia wobec niepodważalności dogmatu.
Ryzyko związane z przekroczeniem zakazu zwyczajnie się nie opłaca. Lepiej patrzeć i nie wiedzieć, słuchać i nie słyszeć, obserwować swoje pragnienia w dokonaniach innych. Niestety taka pozycja separowania się od potrzeb nie pozostanie bez narastającego wewnętrznego konfliktu: im większa restrykcja, tym silniejsze pożądanie!
Freud zwrócił na tą kwestię szczególną uwagę, pisząc, że podstawą tabu jest czynność zabroniona, do której istnieje silna skłonność w nieświadomości[10]
Zakaz byłby jak zacięty hamulec ograniczający dostęp do ludzkich pragnień, a posłuszeństwo wobec niego niejednokrotnie silniejsze niż samo pragnienie. I tak rodzi się ambiwalencja wobec tego, czego tabu dotyczy. Pragnienia nie znikają nawet wtedy, gdy decydujemy, że o nich zapominamy. To jak kreacja wyobrażeń wokół zakazanego, która dzięki nieustannej pielęgnacji, nawarstwia się, rozrasta, plącze. I wtedy coś zostaje zagubione i rozszczepione. Urasta do rangi demona, a Nieświadomość nie jest demonicznym potworem, lecz istotą naturalną (…). Niebezpieczna staje się dopiero wtedy, gdy nasze świadome nastawienie wobec niej jest beznadziejnie błędne. Im silniej wypieramy treści nieświadome, tym bardziej wzrasta niebezpieczeństwo grożące nam ze strony nieświadomości, (…) gdy pacjent zaczyna asymilować treści nieświadome, niebezpieczeństwo to maleje (…) ustaje zjawisko rozszczepienia osobowości, wywołujące stany lękowe rozdzielenie dziennej i nocnej strony psyche[11]
I te rozpaczliwe niejednokrotnie słowa, tych, którzy szukają: Chcę to zrobić, bardzo pragnę, ale nie mogę, chcę o tym zapomnieć, ale też nie mogę…wskazują wyraźnie na powyższe rozdzielenie czegoś od czegoś, kogoś od kogoś czy kogoś od czegoś. Czy zatem nazwanie tabu nie byłoby obowiązkiem wobec samego siebie, wyrazem troski raczej niż inwazji, by nieświadome mogło się opowiedzieć, wyrazić i zrealizować. Nie jest to łatwe zadanie, prawda, którą uzyskujemy z nieświadomości często jest gorzka. Przełykamy ja niczym gorzką pigułkę, bo zawiera oczywisty krytycyzm naszych postaw, a to jest zawsze trudnym doświadczeniem[12] Doświadczeniem, które ma niewiele wspólnego z ofertą rozwojową ukierunkowaną tylko na sukces, osiągnięcia, czy tzw. pozytywne myślenie. To raczej przeciwbiegun – gorzka i cyniczna empiria radości.
Pomiędzy tabu.
Pomiędzy idzie Ewa. Zrywa jabłko i dzieli się nim z Adamem. Staje się personifikacją przekroczenia tabu pomiędzy sacrum i profanum. Ale wie Bóg, że któregokolwiek dnia z niego jeść będziecie otworzą się oczy wasze a będziecie, jako bogowie, znający dobre i złe. Widząc tedy niewiasta, iż dobre było drzewo ku jedzeniu; a iż było wdzięczne na wejrzeniu, a pożądliwe drzewo dla nabycia umiejętności (…)[13]. Ewa kosztuje nowego smaku, poznaje dobre i złe, poznaje Boga w sobie, bo tylko On wie, że dobre i złe są nierozłączne. Różne i nierozłączne. Tacy kochający się przeciwnicy. Ewa pożąda umiejętności, pewnie również wiedzy i rozumienia, bo jest to przynależne ludziom. Tak jak przynależne ludziom jest badanie przyczyn zakazów i światów, które są za nimi.
Pomiędzy idzie Inanna. Ta, która nie chce celebracji i zamiast bogato zdobionych szat bosa zstępuje do grobowca wieszając na haku swoje ciało.
Pomiędzy idzie Hypatia, ta, która kocha liczby i rozmyślania. I nie dokonuje rozdzielnia pomiędzy tymi, którzy na wiedzę zasługują i tymi, którym dostęp do niej „powinien” zostać odebrany. (Gdyby spróbować historię Hypatii zrozumieć bardziej indywidualnie, pojawiłoby się pytanie, ile razy wewnątrz nas dokonuje się kamienowanie czegoś, co nie miało szansy nawet wzrosnąć).
Pomiędzy idzie Inanna. Ta, która nie chce celebracji i zamiast bogato zdobionych szat bosa zstępuje do grobowca wieszając na haku swoje ciało.
Ciekawość prowadzi do tego punktu wewnątrz i ciekawość wodzi na pokuszenie, by sprawdzić, co jest za tabu. Dziwne może wydawać się to nowe miejsce, z którego wszystko wygląda inaczej i nic nie jest tak oczywistym jak się początkowo wydawało.
Pomiędzy idzie święta Kummernis, pozostająca na długo w myśli. Kobieta z brodą przybita do krzyża. One nazywają, rozpoznają i przekraczają zakaz. Zwiedzają sacrum i profanum, kosztują smaków ze wszystkimi konsekwencjami tego dokonania.
Tabu pobudza ciekawość. Może być rodzajem pomostu między rozszczepieniami a jego poznawanie opowiadaniem o budowaniu własnej tożsamości. Trochę tak jak w Złotym kompasie, Ziemomorzu czy Mrocznej wieży. Bohater musi najpierw skonfrontować się z osobistym mitem, chcąc, nie chcąc – poznać go i co najtrudniejsze, opowiedzieć się w nim. Potem nazwać, to, co bez imienia i iść. Podróż jest wymagająca a wybór zawsze należy do głównego bohatera.
Każdy przecież początek
To tylko ciąg dalszy,
A księga zdarzeń
Zawsze otwarta w połowie[14]
Literatura:
[1] Stasiuk A, Jadąc do Babadag, s.63
[2] Lec S, Myśli Nieuczesane, s. 123
[3] Eliade M, Traktat o historii religii, str. 32-33
[4] Jacobi J, Psychologia C.G. Junga, s. 151
[5] Tamże, s. 73
[6] Jung, Praktyka psychoterapii, s. 19
[7] Frazer, Złota gałąź, s. 229
[8] Tamże, s. 231
[9] Jung, Praktyka psychoterapii, s. 341
[10] Freud, Tabu i totem, str. 41
[11] Jung, Praktyka psychoterapii, str. 196
[12] Von Franz, Psychologia i alchemia. Wprowadzenie do symboliki i psychologii, s. 129
[13] 1 Mojżeszowa 3,1
[14] Szymborska W, Miłość od pierwszego wejrzenia